Podzielę się pierwszymi wrażeniami, gdyż dzisiaj dostałem swój egzemplarz mangi.
Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony jakością wydań mang Egmontu. Po otwarciu paczki, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to, że mangi są jednak w obwolutach (zwykły lakier, nie ma żadnych dodatkowych uszlachetnień). A, nie jak zostało to opisane na ich stronach - w oprawie miękkiej ze skrzydełkami. Najwyraźniej nastąpiła zmiana koncepcji w ostatniej chwili, albo wkradł się mały błąd, wynikający z niezrozumienia.
Format wydania to A5. Czyli dokładnie taki sam, jak wydania powiększone od SJG. 1-2 mm mniejszy na wysokość od twardych opraw JPFu, Kotori i Waneko. Oraz 3-4 mm większy na szerokość i wysokość od miękkich wydań JPFu i Kotori. Natomiast w przypadku formatu powiększonego Waneko ta różnica już jest znaczna - 1,5 cm.
W środku mamy biały papier, bardzo podobny do tego używanego przez pozostałych wydawców. Z tym, że odrobinę lepszy, bo mniej sztywny, jak to często bywa w polskich wydaniach. Jest to o wiele wygodniejsze podczas czytania, gdyż bez obaw o grzbiet mogę szeroko rozwierać strony. Dla przykładu wklejam zdjęcie, jak to wygląda - mniej więcej po otwarciu na środku, w porównaniu z mangą od SJG:
Na początku tomu znajdziemy 3 kolorowe strony na bardzo dobrej jakości papierze kredowym. Oczywiście jest to manga, więc czytamy tradycyjnie po japońsku - od prawej do lewej (zwracam na to uwagę, gdyż nie wszystko co planują wydać w ten sposób, będzie faktycznie od japońskiego rysownika).
Kolejną rzeczą, którą zauważamy od razu, są oryginalne japońskie onomatopeje z dopiskami. Jest to sporą zmianą w stosunku do wydań Egmontu z przeszłości. Gdyż wcześniej je całkowicie wymazywali i zastępowali, z wyjątkiem "Miecza nieśmiertelnego". Osobiście jestem gorącym zwolennikiem takiego rozwiązania. Wygląda to bardzo podobnie, jak w "Initial D" od JPFu:
Problemem jest trochę "siatka" na rastrach w tle (chociaż, druga manga z Leią, już jest pozbawiona tej wady):
Według stopki redakcyjnej, tłumaczenie jest bezpośrednio z jęz. japońskiego. Za jego wykonanie jest odpowiedzialna ta sama osoba, która w przeszłości tłumaczyła im mangę "Gunsmith Cats". Nie zauważyłem błędów, czy jakiś dziwnych konstrukcji zdań. W kilku miejscach pojawiają się przypisy na dole stron, z wyjaśnieniem co trudniejszych japońskich pojęć. Nie wybija to z rytmu. Ale tutaj muszę zaznaczyć, że nie przeczytałem jeszcze tomiku do końca.
Ogólnie fabuła i kreska przypomina historycznego seinena z okresu Edo, którego ciągłość zaburzyło nagłe przybycie kosmity. Okrutny władca przygarnia Sticha, jako swoje ulubione zwierzątko domowe. Który zajmuje całą jego uwagę, co nie podoba się otoczeniu. I co nadaje ogólnego, humorystycznego charakteru.
Autor dodał zabawną rzecz, na każdej nieparzystej stronie w lewym dolnym rogu. Gdy szybko przewracamy kartki, mamy efekt animacji tańczącego Sticha. Mała rzecz, a cieszy:
Ogólnie uważam, że powrót do mang wyszedł Egmontowi bardzo dobrze. Jakość wydań jest znacznie lepsza od tego, co prezentowali nam przed laty. Udało się dostosować do aktualnych standardów polskiego rynku. Dla mnie to nawet czołówka, choć kilka rzeczy można by jeszcze poprawić.