Konkurs Welcome to the N.H.K. – 2 miejsce

Drugie miejsce w naszym konkursie należy do kolejnego opowiadania. Nagrodą w tym przypadku jest darmowy pierwszy tom oraz świadomość, że pokonało się kilka (kilkanaście) innych osób i znalazło na drugim najlepszym miejscu na “pudle”. Tak więc kto sięgnął po srebro?

 

2 miejsce – opowiadanie Przemysława Sadowskiego “Schizofrenia, zuchwała pleśń, Organizacja i dzień zemsty”

 

Za oknem świergotały ptaki. Wiosna zaczęła się pełną parą, chociaż zima nie dawała za wygraną aż do końca marca. A dzisiaj, w taką pogodę, chętnie wyszłoby się na zewnątrz, zrobiło mały spacer, porozmawiało z ludźmi…

Zaśmiałem się cicho, wiedząc, że myślę o bzdurach. I tak nie chciałem otwierać okna, piski tych futrzastych ptaszysk od zawsze mnie dobijały. No, ale całe mieszkanie waliło tak potem i dymem nikotynowym, że już sam nie mogłem w nim wytrzymać. Nie żebym wolał wyjść na zewnątrz, jednak na uchylenie okna mogłem się zdobyć.

Sięgnąłem po otwartą puszkę piwa, upiłem dwa duże łyki i wyciągnąłem się na łóżku. Chciałem upić jeszcze jednego, ale kasa od rodziców miała przyjść dopiero za pół miesiąca, a mi zostało ledwo pięćset złotych. Nie mogłem sobie pozwolić na kupno jeszcze jednej skrzynki piwa, więc jakoś musiałem radzić sobie z tym, co mi zostało – siedem ciepłych już (lodówka miała swoje fochy i działała tylko parę godzin w ciągu dnia) i najtańszych browarów z Biedronki. Tak więc po jednym piwie na dwa dni. Dwa łyki na godzinę. Musiałem oszczędzać.

Westchnąłem i zdobyłem się na wstanie. No, prawie się zdobyłem. Wyprostowałem kręgosłup i podniosłem się do półsiedzącej pozycji. Na tyle mnie teraz było stać. Może za minutę całkiem wstanę. Może.

Przez ledwo co odsłonięte żaluzje uderzyło mnie światło słoneczne. Przymknąłem powieki, marszcząc nos i brwi. A może by tak odsłonić całkiem żaluzje i zobaczyć, co się dzieje się na zewnątrz?

– Nawet o tym nie myśl, debilu! – wrzasnął głos na lewo ode mnie. Przekręciłem głowę w bok, odgarniając kosmyk włosów z czoła. Och, to tylko komputer.

– Nie wiesz, że jak odsłonisz żaluzje, to światło mi świeci w monitor?! Głupi jakiś jesteś, czy co?! A co jakby tak tobie przeświecić takim jasnym blaskiem po tych patrzałkach, co? Już nie byłbyś taki mądry! Spróbuj się gapić w słońce przez godzinę, to poznasz mój ból! – darł się dalej komputer. Po prawdzie to miał rację. To musiało boleć. Poza tym nie mogłem grać w gry i siedzieć na necie, kiedy słońce świeciło prosto w monitor.

– Sorki, sorki. Masz rację. Muszę obczaić neta, ale wpierw się odleję, dobra? – odparłem, wstając ociężale z łóżka. Po prawdzie to z materaca, ale lubiłem sobie wmawiać, że to łóżko. Chwiejnym krokiem dotarłem do obtartych drzwi i pociągnąłem za klamkę.

– Światło włącz, bo znowu mi deskę oblejesz – odezwał się kibel.

Zrobiłem krok w tył i pstryknąłem w kontakt. Lampa przy suficie błysnęła sztucznym światłem, ponownie mnie oślepiając. Powoli zbliżyłem się do sedesu i podniosłem klapę. Odcedzenie kartofelków z rana to było „to”!

– Znowu ty? – zapytała jakby z wyrzutem pleśń na ścianie. Nie lubiłem jej, była strasznie zarozumiała i gburowata. A jej komentarze w toalecie były całkowicie nie na miejscu. Poza tym była kobietą – chyba – więc jej obecność trochę mnie… zawstydzała. A zwłaszcza jej odzywki na temat mojego „interesu”. Wredna zdzira!

– Haha! A pamiętasz, jak zjadł przeterminowaną sałatkę, a przedtem uchlał się prawie w trupa. Zapomniał wtedy ściągnąć gaci – śmiała się dalej pleśń, zwracając się prawdopodobnie do kibla. Nienawidziłem, gdy przypominała mi tę sytuację. Pralka dalej mi nie wybaczyła tych zafajdanych gaci i nie odzywała się do mnie już chyba z dwa tygodnie. Ale przejdzie jej za niedługo.

Westchnąłem z ulgą, zasunąłem rozporek i spuściłem wodę. Miałem dosyć towarzystwa w kiblu. Już miałem wyjść z toalety, nie umywszy nawet rąk, bo nawet umywalka ostatnio stała się taka niemrawa, kiedy kibel znów krzyknął:

– A opuścić deski to mama już nie nauczyła, co?

Spojrzałem na niego z ukosa, ale posłusznie wykonałem polecenie. Wychodząc, słyszałem podśmiechiwanie się pleśni. Co za zuchwałe dranie! Meble i sprzęty domowe jeszcze mogły sobie pozwolić na odrobinę poufałości, ale jakiś zwykły grzyb na ścianie?! Tego było za wiele! Nie dość, że tolerowałem jej obecność przez tyle czasu, pozwalałem jej egzystować w moim skromnym mieszkaniu, to tak się odwdzięcza? Oj, pożałuje, pożałuje! Jeszcze dzisiaj sprawię, że zniknie.

Zacisnąłem agresywnie pięści, idąc przez pokój. Myśl o pozbyciu się pleśni całkiem zajęła mój umysł, tak że nie zwróciłem uwagi na leżący kabel od telewizora na podłodze. Niemal się potknąłem, ale udało mi się odzyskać równowagę. Przeskoczyłem parę razy jedną nogą przez, żeby się nie przewrócić, gdy uderzyłem nogą o coś lekkiego.

– Na Boga!!!

Momentalnie się odwróciłem, patrząc, co się stało. Okazało się, że przez przypadek uderzyłem w stojącą puszkę piwa, której zawartość wylała się na dywan.

– Morderca! Cóżeś uczynił?! – zaczął jęczeć jakiś głos. To była chyba lampka nocna.

Rzadko rozmawiałem z puszkami piwa, ale tę jakoś polubiłem. Zrobiło mi się trochę żal z powodu trunku. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, no ale to był browar. Fakt faktem, już wywietrzały i zostało tylko na 12 łyków (miałem dokładnie wymierzone), ale nadal browar. Piwo powinno się szanować, zwłaszcza że dzisiaj już będę musiał z niego zrezygnować. Co za dzień!

– Reanimuj go, gnoju, może jeszcze uda się go uratować! – zapiszczało biurko.

– To puszka, drewniany łbie, reanimacja tu nic nie da. Jeszcze całkiem ją zgniecie! – skontrowała komoda z „czystymi” ubraniami.

– Boże, jestem splamiony krwią! Słyszycie?! Zostałem splamiony krwią tej puszki! – jęknął dywan, na który rozlało się piwo.

– Patrz, trochę piwa na niego się wylało, a już jest pijany! – rzucił z chichotem jeden z głośników do drugiego.

Nie mogłem już słuchać tego bełkotu. Rozejrzałem się po pokoju, czując wrogie spojrzenia. Siedem pozostałych puszek piw zdawało się próbować mnie rozerwać na strzępy. Odwróciłem od nich wzrok i opadłem z hukiem na krzesło.

– Ej, może z większą czułością, bo mnie też zgnieciesz – powiedziało do mnie jakby z wyrzutem.

– Wy też już po mnie jedziecie?! – krzyknąłem ze złością. – Nie dość, że wyłażę z tej chaty może raz na tydzień po żarcie, fajki i alkohol, czując wtedy wzrok każdego przechodnia, to teraz jeszcze wy zaczynacie? Dajta mi odpocząć, już mam dosyć tego życia!

Wszyscy zamilkli, a atmosfera zrobiła się bardzo napięta. Po minucie niezręcznej ciszy usłyszałem niski, gruby i przyciszony głos.

– Nie poddawaj się. Wszystko przed tobą – powiedział.

Tak! Telewizor wreszcie się odezwał. W przeciwieństwie do reszty nie gadał od rzeczy, przeważnie milczał i odzywał się tylko w ważnych sprawach.

– Sonnie – rzekłem do niego zdrobniale. – Znowu masz mi coś ważnego do przekazania?

Telewizor otworzył szeroko oczy, wyciągnął ręce przed siebie i złączył dłonie. Podmuchem powietrza z ust poprawił swoje grube wąsy i kontynuował:

– Słuchaj uważnie! Organizacja dokładnie zaplanowała swoje ruchy. Wyczuwam ich ruchy od dwóch dni w tej okolicy. Sądząc po terenie, w jakim się poruszają, będziesz miał jedyną szansą dzisiaj o godzinie 18:30, by wyjść na zewnątrz. Może być niebezpiecznie, ale wtedy ich czujność powinna być uśpiona. Na dodatek dziś masz promocję w Biedronce na zupki chińskie, a w Dino na Harnasie. Rozumiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale pamiętaj, że w ciebie wierzę. Nie możesz dać się złapać, inaczej wszystkich nas zabiją.

Skrzywiłem się. Nie chciałem dzisiaj wychodzić na zewnątrz. Byłem tam w końcu 10 dni temu. Ale skoro telewizor tak mówił, to trzeba było się podporządkować.

– A co jeśli to spisek? Działają tak specjalnie, wiedząc, że dzisiaj są promocje, i będą na mnie czekać przed sklepami? – spytałem z ciekawością.

– Wątpisz w mą intuicję i dedukcję, synu? – Telewizor zdawał się być nieco rozczarowany.

Padłem na kolana i wypaliłem głośno:

– Nigdy w życiu! Wybacz mi tę zuchwałość!

Telewizor pokiwał głową z aprobatą. Zamknął oczy, jakby nad czymś rozmyślając, a następnie znów się odezwał:

– Wybaczam ci. A teraz powstań i idź się przygotować. Nikt nie może cię poznać, gdy wyjdziesz spoza swej bazy do zewnętrznego świata, w którym panuje Organizacja. Wierzę w ciebie. Dasz sobie radę!

Wstałem powoli z nadal pochyloną głową. Odwróciłem się i skierowałem się do łazienki. Musiałem się umyć i ogolić, skoro wychodziłem na zewnątrz. Ale zanim to zrobię, zemszczę się na pleśni. Zaśmiałem się szaleńczo w myślach, zacierając ręce. Tak, to był dzień mej zemsty!

 

4 odpowiedzi na “Konkurs Welcome to the N.H.K. – 2 miejsce”

  1. Krecik pisze:

    Nie żebym się cierpiał, ale treść newsa to masło maślane.

    • Waneko pisze:

      Słuszna uwaga, “darmowy tom pierwszego tomu” to była wręcz definicja masła maślanego. Już poprawione.

  2. bidubi pisze:

    ta manga to będzie o chorych psychicznie – urojenia, schizofrenia – nie kupuję. Jakieś to wszystko popieprzone.

  3. Sado pisze:

    Ano, manga lekko walnięta, ale zamierzam kolekcjonować, bo po seansie anime byłem bardzo zadowolony. Dziękuję bardzo za docenienie mojej pracy i gratuluję pozostałym zwycięzcom.

Skomentuj Waneko Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.